Do chwili ujawnienia sowieckich dokumentów dotyczących losów polskich jeńców wojennych w ZSRR po 17 września 1939 r., tj. do początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, pod pojęciem „Zbrodnia Katyńska” rozumiano wymordowanie przez organy represyjne ZSRR jeńców z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Przy
W czasie II wojny światowej na terenie poligonu Hohenfels znajdował się obóz jeniecki o nazwie Stalag 383. Przetrzymywano w nim jeńców alianckich, z czego ponad połowę z 5 tys. stanowili jeńcy polscy. Od 1945 do 1949 r. w Hohenfels byli polscy jeńcy budowali cmentarz dla wysiedleńców, którzy zmarli w czasie niewoli. Zobacz także: Biden: wysłanie amerykańskich żołnierzy na Ukrainę nigdy nie wchodziło w grę "Chcieliśmy oddać szacunek naszym poległym towarzyszom" - Wiedząc o polskich pomnikach w Joint Multinational Readiness Center przed naszym przyjazdem, chcieliśmy oddać szacunek naszym poległym towarzyszom - powiedział kapitan Timothy Johnson. - Po usłyszeniu o polskim cmentarzu, poświęciliśmy nasz czas i siłę roboczą, aby oczyścić i cmentarz i nagrobki - dodał. - Ten cmentarz jest namacalnym dowodem strasznego okresu w historii. A my jesteśmy tutaj, aby uhonorować uczestników tamtych czasów. Ważne jest, abyśmy nadal o nich pamiętali. Jesteśmy im to winni - powiedział Johnson. Żołnierze kosili trawę, grabili liście, czyścili nagrobki i wywozili gruz. - Cieszyliśmy się możliwością służenia społeczności i naszym polskim przyjaciołom. Zawsze możemy wyjść z czegoś takiego z poczuciem zadowolenia z tego, co zrobiliśmy i co osiągnęliśmy - powiedział płk Brian E. McCarthy. Zobacz także: Dokumenty amerykańskiego wywiadu: ostrzeżenie przed ruchami Rosji Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści Źródło: (ww) „Zbrodnią katyńską” określa się wymordowanie wiosną 1940 roku przez NKWD prawie 22 tys. osób; polskich jeńców wojennych w Katyniu, Charkowie i Kalininie oraz więźniów (wojskowych i cywilów) w różnych miejscach sowieckich republik na podstawie decyzji najwyższych sowieckich władz, czyli Biura Politycznego WKP z 5 marca1940 roku. Kartoteki robotników przymusowych
W sześciotomowej pracy poświęconej „historii wielkiej wojny ojczyźnianej ZSRR”, oficjalnym przedstawieniu wydarzeń z lat 1941–1945, miliony sowieckich jeńców wojennych prawie w ogóle się nie pojawiają, gdyż samo ich wspomnienie byłoby przyznaniem się do błędnych decyzji strategicznych podjętych przez Stalina latem 1941
W środę 23 marca ukraiński wywiad opublikował w internecie imienną listę rosyjskich zbrodniarzy wojennych. Zapowiedziano już, że osoby te zostaną po wojnie postawione przed sądem. Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy w środę 23 marca zamieścił na swojej oficjalnej stronie internetowej listę 856 rosyjskich żołnierzy. Wymienieni z imienia i nazwiska wojskowi nazwani zostali przez Ukraińców „zbrodniarzami wojennymi”. Osoby z listy to członkowie pułku artylerii, dlatego też obwiniono ich o ostrzeliwanie ludności cywilnej i śmierć bezbronnych mieszkańców Ukrainy. „Rosyjscy żołnierze pułku artylerii samobieżnej popełnili szereg zbrodni wojennych na obywatelach Ukrainy” - czytamy w oświadczeniu wydanym przez Główny Zarząd Wywiadu ukraińskiego resortu obrony. „Wszyscy odpowiedzialni za te zbrodnie będą pociągnięci do odpowiedzialności i postawieni przed sądem” - dodają autorzy oświadczenia. Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy to służba specjalna odpowiadająca w tym kraju za wywiad wojskowy. Jej cywilnym odpowiednikiem jest Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, podległa prezydentowi i kontrolowana przez Radę Najwyższą Ukrainy. Wojna na Ukrainie. Apel obrońców praw człowieka o poszanowanie żołnierzy Ujawnienie danych żołnierzy rosyjskich z pewnością nie spodoba się aktywistom walczącym o prawa żołnierzy i weteranów. W środę 16 marca na stronie internetowej Human Rights Watch pojawił się dłuższy wpis poświęcony sytuacji jeńców wojennych na Ukrainie. Organizacja stojąca na straży praw człowieka zaapelowała do strony ukraińskiej o poszanowanie godności żołnierzy rosyjskich wziętych do niewoli. „Władze Ukrainy powinny zaprzestać upubliczniania w mediach społecznościowych i komunikatorach nagrań z pojmanymi żołnierzami, które wystawiają ich przed ciekawskim tłumem. W szczególności chodzi o nagrania ukazujące ich poniżanie bądź zastraszanie. Takie traktowanie jeńców wojennych narusza ochronę gwarantowaną w konwencjach genewskich, które mają na celu zapewnienie godnego traktowania pojmanych żołnierzy wszystkich stron konfliktu. Raport Wojna na Ukrainie Otwórz raport
Ludobójstwo Rosji sowieckiej dokonane na polskich elitach. Po agresji Rosji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 r. w niewoli rosyjskiej znalazło się około 250 tys. polskich jeńców, w tym ponad 30 tys. oficerów. Przygotowania do zbrodni Już 19 września 1939 r. Ławrientij Beria powołał Zarząd do Spraw Jeńców Wojennych i Internowanych przy NKWD oraz nakazał utworzenie sieci
Odnaleziono imienną listę rosyjskich jeńców wojennych pochowanych w Bytowie podczas I wojny światowej. Sprawa ta może mieć międzynarodowe reperkusje, ponieważ jeniecki, wówczas bezimienny cmentarz, w latach 80. zniszczono. Jest tam teraz nekropolia komunalna - pisze Andrzej Szutowicz, miłośnik historii, który przyczynił się do odkrycia o listę 302 rosyjskich jeńców wojennych z armii carskiej, którzy przebywali w niemieckim obozie w Bytowie. Spoczęli na cmentarzu, przez kilkadziesiąt lat anonimowo. Odkrycie jest szczególnie ważne dla Rosjan. Rodziny pochowanych odnajdą został odnaleziony całkiem przypadkowo w Archiwum Państwowym w Koszalinie, podczas prac badawczych prowadzonych przez Andrzeja Szutowicza, miłośnika historii, współpracującego z redakcją "Dziennika Bałtyckiego".- To z pewnością historyczna sensacja! - ocenia Gerard Czaja, były senator, mieszkaniec Bytowa, pasjonat lokalnej historii - Powinna się o tym dowiedzieć strona rosyjska. Przecież dotychczas były tam groby bezimienne. Uważam, że teraz należałoby wykonać przynajmniej tablicę z nazwiskami wszystkich pochowanych "Dziennika Bałtyckiego" powiadomiła Konsulat Generalny Rosji w Gdańsku, przekazując opis sprawy i materiał Przekażemy te informacje konsulowi i naszemu wydziałowi zajmującemu się cmentarzami. Będziemy w kontakcie - powiedziała pracownica Szutowicza, miejsce pochówku jeńców wojennych powinno być upamiętnione przynajmniej stosowną tablicą z nazwiskami. - Takiego odkrycia nie można lekceważyć. W przypadku cmentarza Orląt Lwowskich to strona polska finansowała upamiętnienie pochowanych. Sądzę, że w tym przypadku zainteresowana powinna być strona rosyjska. My możemy pomóc - deklaruje Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa.***W latach 1914-1916 istniał na terenie Bytowa cmentarz wojenny, na którym spoczywali żołnierze armii carskiej wzięci do niewoli w czasie działań wojennych I wojny światowej. Byli oni jeńcami wojennymi przetrzymywanymi w obozie jenieckim (Kriegsgefangene im Lager Bütow). Według dotychczas nieudokumentowanej opinii, obóz ten miał powstać w miejscu, gdzie istniał obóz dla jeńców francuskich z wojny w latach 1870-1871, którzy mieli być zatrudnieni przy budowie bytowskiej kolei. Jedyne, co konkretnego wiadomo o obozie z lat Wielkiej Wojny, to informacja autorstwa Józefa Lindmajera zawarta na str. 167 "Historii Bytowa". Otóż został on założony w połowie sierpnia 1914 roku, a pierwszymi jego jeńcami byli członkowie załogi rosyjskiego statku internowanego w Gdańsku. W miarę rozwoju sytuacji wojennej jeńców przybywało, pogarszały się też warunki życia. Był to wówczas jeden z 21 niemieckich obozów jenieckich usytuowanych na ziemiach dzisiejszej Polski. Natomiast numizmatycy twierdzą, że nie był to jeden obóz, lecz dwa - oficerski (Offiziergefangenlager) i dla szeregowych (Kriegsgefan-genlager), które tylko sąsiadowały ze sobą. Potwierdzeniem tego ma być fakt, że na potrzeby jeńców bita była specjalna moneta, przy czym inny wzór był dla oficerów, a inny dla szeregowych. Miała ona moc nabywczą tylko na terenie konkretnego dowodem na istnienie obozu żołnierskiego są dzienniki byłego jeńca Wasilija Kuźniecowa. Jednak w skąpych źródłach niemieckich obóz widnieje jako oficerski. Według "Kuriera Bytowskiego" (Stare fotografie, "Obóz przy ul. Gdańskiej"), teren obozowy miał być usytuowany między dzisiejszymi ulicami Gdańską i Lęborską. Tak się złożyło, że w ostatnim okresie udało się znaleźć zdjęcia z okresu jego budowy, na których widać, że powstawał niemal od podstaw. Organizacyjnie znajdował się na terenie podległym XVII Korpusowi Armijnemu, gdzie inspektorem był gen. por. Böhm. Temu samemu inspektoratowi podlegały obozy oficerskie w Grudziądzu, Brodnicy i Gniewie oraz dla szeregowców w Gdańsku, Tucholi, Czersku i Czarnem. Znane jest nazwisko komendanta. Był nim mjr Matten. Niestety, nadal nic nie wiadomo o historii obozu i jego carska miała w swoich szeregach żołnierzy o narodowościach wchodzących w skład imperium, dlatego w obozie przebywali Polacy i - co dla Bytowa jest równie ważne - także Ukraińcy. Istnieje niemieckie źródło, w którym podaje się, że w Bytowie przetrzymywano 366 oficerów i 138 szeregowych narodowości francuskiej. Zanim wojna się skończyła, armia carska w wyniku dwóch rosyjskich rewolucji rozpadła się. Fragment jenieckiego pamiętnikaNa stronie internetowej zacytowany jest fragment pamiętnika, który wydrukowany został w rosyjskim biuletynie ministerstwa wojny "Rosyjski inwalida" (ukazywał się od 4 września 1915 r.) Pamiętnik ten prowadził podczas pobytu w niewoli w Niemczech żołnierz 6 kompanii siemienowskiego pułku Wasylij Kuźniecow. Wydrukowane wspomnienie odnosi się bezpośrednio do pobytu autora w obozie w Bytowie. Po przeniesieniu w inne miejsce Kuźniecowowi udało się uciec do lutego 1915 do miasta Bytów, gdzie rozmieszczono nas w barakach. Ścisk straszny. Każdemu dali wysoki numer. Mnie 13094. Czuję się bardzo źle. Wokół wszystkich baraków ciągnie się ogrodzenie z drutu kolczastego. W środku tego miasteczka jenieckiego stoi areszt, gdzie są wystawione dwa karabiny. Ich lufy patrzą na nas. Po terenie chodzą niemieckie patrole. 1 marca 1915 za życie, naprawdę ciężkie. Poumieszczali nas w baraku. Człowiek leży na człowieku. Dali jeden koc i jeden worek na dwie osoby. Wszystkie tak zawszone, że w nocy trudno usnąć. Do północy walczymy ze wszami, a potem przychodzi zmęczenie i na kilka godzin zapadamy w senny letarg. Rano, po przebudzeniu, ponownie rozgniatamy te pasożyty. Na ciała niektórych nie można patrzeć, tak są ubabrane we Bogu. Czuję się teraz dobrze. Trzy dni ledwo powłóczyłem nogami. Było to nawet lepsze, bo nie czułem tego głodu, jaki teraz mam. Myślę, że zjadłbym Niemca z kośćmi. Sława Bogu. Teraz posiliłem się. Diabeł jedynie wie, z czego był ten obiad. U nas w Rosji lepiej karmi się świnie. Nasz obiad składał się z przegotowanej wody i z nieczyszczonej marchewki. Pół kilo chleba jest wydawane rano i ma starczyć na cały dzień. Można go zjeść od razu, jak dobry placek. Chleb pieczony jest w połowie z ziemniaka. Niemcy podczas wzięcia do niewoli zabrali wszystko, co im się podobało. Jeśli rosyjski żołnierz nie chciał tego dać, wówczas Niemiec nastawiał w jego kierunku bagnet i otrzymywał, co marca 1915 r. Dziś był spacer. Niemiec feldfebel krzyczy na nas niemiłosiernie jak rozwścieczony indyk. Krzyczał dlatego, że źle chodzimy. Jak mam chodzić dobrze, kiedy jestem głodny jak pies? Połaziłem 15 minut i osłabłem. 9 marca 1915 r."Lisica i we śnie widzi kury"; my w tym prześcigamy nawet lisy. Kładziemy się spać, a we śnie od jedzenia aż ślina cieknie. We śnie zawsze marzę, że jestem w domu i koniecznie coś muszę jeść. Odnoszenie się do nas Niemców jest bardzo surowe: za to, że paliło się w baraku - 10 dni srogiego aresztu; za to, że chciał ktoś zabrać marchew z kuchni - 7 dni ścisłego aresztu, a za to, że nie słuchało się starszego, którego Niemcy nazywają kapralem - 14 dni marca 1915 może przyjdzie czas, że nie będę miał sił na pisanie. Siły słabną nie z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę. Spacery są codziennie. Jeńcy chodzą jedną milę wzdłuż drutów. Unikam tych spacerów. Chowam się w baraku i czekam do marca 1915 nie mogą uwierzyć w to, do czego doprowadził Niemiec rosyjskiego jeńca. Dla przykładu, po obiedzie niektórzy chodzą i zbierają resztki jedzenia, np. zgniłe ziemniaki i kości, by nabić swój zgłodniały żołądek byle czym. Niektórzy zbierają w szambie, by wybrać coś, co według nich nadaje się do jedzenia, a przy tym smród jest niemiłosierny. Dziś Niedziela Palmowa. Tak się chce być w takie dni w domu. 21 marca 1915 dwa miesiące, jak jestem w niewoli. Większość Niemców bije jeńców bez konkretnej przyczyny. Dziś byliśmy na odwszeniu. Przesiedzieliśmy nago pod jednym kocem od 6 rano do 12. Trzeci raz wzięli nas do podskórnego wtryskiwania. O Boże! Kiedy będzie pokój? Jeśli wojna przedłuży się jeszcze miesiąc, dwa, to nie przyjdzie dożyć do zawarcia marca 1915 Panu doczekałem święta Zmartwychwstania Chrystusa. Niemcy w ten wielki dzień nakazali nam myć podłogę w pustym baraku. Dodatkowo przyszło przebierać brukiew…O godzinie 4 rano dali nam czarną kawę, o godzinie 7 wydali po pół bochenka chleba. Ja nie wiedziałem, co zrobić z chlebem, czy zjeść go od razu, czy zostawić do obiadu. Zostawiłem do obiadu. O 11 godzinie przyszli z pracy w kuchni koledzy i przynieśli zamarznięte brukwie, te, które i ja przebierałem. Na obiad była woda z ryżem i po jednej śliwce na jeńca. Przez całe swoje życie pamiętać będę te święta Paschy. 26 marca 1915 nie patrząc na święto Świętego Zwiastowania, naszych podoficerów razem z podchorążymi zmuszono do maszerowania gęsim krokiem i skakania za to, że spalili wkład materaca, by ugotować wrzącą wodę. Dziś nikt nie dostał chleba. Wieczorem załadowano nas do wagonów i wywieziono na roboty. Niektórzy jeńcy krzyczeli głośno: "Zastrzelcie nas lub dajcie nam jeść!".29 marca 1915 o godzinie przyjechaliśmy do zajętych przez Niemców Suwałk. Zakwaterowano nas w koszarach 17 strzeleckiego pułku…Po przeniesieniu w inne miejsce autorowi pamiętnika udało się uciec do cmentarz - zostały kościPo obozie pozostał ślad w postaci cmentarza. Pochowani byli na nim żołnierze różnych wyznań. Przeważali prawosławni. W rzędzie pierwszym z lewej strony (wzdłuż płotu od strony PKS) wyróżniały się mogiły żołnierzy żydowskiego pochodzenia - tylko one miały betonowe nagrobki. W ich stojące macewy wkomponowano marmurowe białe płyty, na których obok gwiazdy Dawida widniały wyryte napisy w języku hebrajskim. Ciekawe, że nagrobki te przetrwały okres hitlerowski. Około roku 1970 ktoś zabudował drewnianym szalunkiem znajdującą się w trzecim rzędzie mogiłę i postawił prawosławny drewniany krzyż. Mówiono, że zrobiła to jakaś osoba bliska dla spoczywającego tam rosyjskiego żołnierza. Miała podobno przyjechać z ówczesnego ZSRR. W tym czasie cmentarz był zadbany, wręcz schludny. Spełniał także rolę edukacyjną, gdyż często porządkowali go uczniowie bytowskich szkół podstawowych. Potem od tego zwyczaju odstąpiono. Symptomem końca cmentarza były zacierające się tabliczki nagrobne. Cmentarz istniał do czasu, aż na sąsiednim komunalnym zrobiło się ciasno. Wówczas - mowa o latach 80. ubiegłego stulecia - zapadła decyzja o jego likwidacji. Ówczesne władze jakby się z tym spieszyły. Zwyciężyły wygoda, ekonomia i bezduszność, a może i zwykła ludzka złośliwość. Mimo indywidualnych prób uratowania cmentarza, podjętych na tzw. warszawskim szczeblu, został on doszczętnie zniwelowany, lecz mimo upływu czasu nie dawał o sobie zapomnieć. Ziemia cmentarza przypominała o tym, kto w niej spoczywa. Podczas kolejnych pochówków wykopywano kawałki kości żołnierzy, a także metalowe tabliczki nagrobne z niewyraźnymi już napisami osobowymi. Archiwum w Koszalinie - znalezisko pierwszePodczas poszukiwania w Archiwum Państwowym w Koszalinie nazwisk byłych jeńców Stalagu II B Hammerstein w Czarnem wśród dokumentów dotyczących tego obozu znalazła się kartka ze schematem, na którym widoczne były rzędy prostokącików stanowiące plan cmentarza jenieckiego. Nie był to jednak cmentarz w Czarnem, lecz właśnie nieistniejący już cmentarz w Bytowie. Co ciekawe, z kolejnych dokumentów znalezionych w innych teczkach koszalińskiego archiwum wynika, że cmentarz niemal od początku przejęcia władzy w Bytowie przez Polskę był miejscem troski ówczesnych władz lokalnych. Pismo z 6 lutego 1947 roku, podpisane przez wicestarostę J. Kłodnickiego i wysłane do Wydziału Odbudowy Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie stwierdza, że cmentarz był zadbany i utrzymywany przez Zarząd Miejski w Bytowie i że na jego terenie nie było żadnych nowych pochówków. W piśmie skierowanym do Wojewódzkiego Zarządu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie z 27 lutego 1957 roku starszy inspektor gospodarki komunalnej i mieszkaniowej w Bytowie Mieczysław Wilniewiec informował swoich przełożonych, że na terenie Bytowa znajduje się cmentarz jeńców wojennych, który jest niezaewidencjonowany. Ponadto napisał, że "w roku bieżącym został przewidziany w budżecie kredyt na kapitalny remont tegoż cmentarza w wysokości 30 000 zł., z której to kwoty zamierza wykonać się ogrodzenie cmentarza oraz konserwację grobów".Plan cmentarza częściowo potwierdzał dotychczasową wiedzę na temat tej nekropolii, ale także wniósł poważne korekty. Po ich uwzględnieniu powstał nieco dokładniejszy jego ciągnął się wzdłuż ogrodzenia dawnej siedziby bytowskiego PKS, tego samego, które oddziela dzisiejszy cmentarz Komunalny od ul. Słonecznej. Wejście stanowiła brama, umiejscowiona w tym samym miejscu co dziś. Na jej betonowych słupach (nadal istnieją) przymocowany był szyld informujący, że jest to cmentarz rosyjskich jeńców wojennych. Na nim, nad napisem, namalowany był prawosławny krzyż. Groby układały się w trzy rzędy. Wszystkie miały swój numer. Było ich 288. Okazało się jednak, że w niektórych grobach spoczywało po dwóch zmarłych. Takich grobów było 14. Wynika stąd, że liczba pochowanych żołnierzy armii rosyjskiej wynosiła 302 osoby. Groby nie były obudowane - były to typowe ziemne kopczyki. O tym, kto jest w nich pochowany, informowały prostokątne metalowe białe tabliczki z danymi osobowymi żołnierza. Czy wszystkich pochowanych na tym cmentarzu tak wyszczególniono? Tego, niestety, nie wiadomo. Faktem jest, że groby nr 215 i 222 były bezimienne. Znalezisko drugie - listaW związku z tym że w czasach, kiedy istniał cmentarz, sukcesywnie odnawiano napisy na nagrobnych tabliczkach, istniało przekonanie, że listy nazwisk gdzieś są. Poszukiwania ich trwały wiele lat. Kierowane wówczas do urzędów prośby, osobiste wizyty, telefony nie odniosły skutku. Wiele wysiłku w odnalezienie żołnierskich nazwisk włożyli były wychowanek PDDz w Bytowie Mieczysław Zamara i śp. Piotr Cielecki z bytowskiego muzeum, jednak ich starania nie przyniosły efektów. W końcu z pomocą przyszedł los. Otóż do odnalezionego w Archiwum Państwowym w Koszalinie schematu cmentarza załączona była pełna lista 300 nazwisk z dwoma NN. Nazwiska napisano w brzmieniu fonetycznym, z licznymi germanizmami, co potwierdziło przypuszczenie, że to Niemcy wykonali taką listę. Wstępna analiza brzmień nazwisk wskazuje, że wśród pogrzebanych na bytowskim cmentarzu carskich żołnierzy na pewno było kilkudziesięciu Polaków. To, że byli tam Polacy, potęguje wrażenie nietaktu moralnego, jaki popełniono pod koniec lat 80. XX w. Należy też wspomnieć o grobach jeńców pochodzenia żydowskiego, które mimo że przetrwały nietknięte nie tylko barbarzyńską Noc Kryształową, ale i okres późniejszy, zostały też razem z cmentarzem unicestwione. Były to chyba jedyne zachowane pamiątki żydowskie w Bytowie. Jak wynika z listy nazwisk, żołnierzy pochodzenia żydowskiego mogło być listy nazwisk żołnierzy jeńców wojennych pochowanych na miejscowym cmentarzu wojennym stwarza możliwość małego zadośćuczynienia. Taką szansę daje konstrukcja pomnika. Na jego pustych ścianach można umieścić nazwiska wszystkich jeńców pochowanych w pomnik to zabytek?Centralnym, zarazem najważniejszym obiektem cmentarza był istniejący do czasów obecnych pomnik upamiętniający zmarłych żołnierzy. Został on postawiony dzięki staraniom emigrantów rosyjskich, którzy w okresie międzywojennym stanowili w Niemczech dość pokaźną, wielotysięczną społeczność. Wykonawcą był M. Wach z Berlina-Wilmersdorf. Po symbolice pomnika widać, że żołnierze armii carskiej często różnili się światopoglądem. Świadczą o tym istniejące do dziś symbole religijne umieszczone przy betonowym wieńcu na szczycie pomnika. Mahometański półksiężyc, krzyż łaciński, krzyż prawosławny. Możliwe, że była też symbolizująca Żydów gwiazda Dawida. Niektórzy, przyglądając się dokładnie temu miejscu, widzą jej obrys. Ponoć w środku wieńca stał duży krzyż. Na szczytowej ścianie umieszczony został wykonany cyrylicą napis "1914-1916 RUSKIJE WOJENNO PLENNYJE SWOIM TOWARISZCZAM", co znaczy "1914-1916 rosyjscy jeńcy wojenni swoim towarzyszom". Oczywiście słowo "towarzysz" nie odnosi się do komunistów. Materiały dotyczące cmentarzy w Bytowie znajdują się także w siedzibie konserwatora zabytków w Słupsku. Wykonane są starannie, czytelnie. Niestety, nie uwzględniają wielu obiektów, np. tych z cmentarza na ulicy Pochyłej czy przy cerkwi św. Jerzego, mimo że istniały jeszcze w latach 70. XX w. Na szczęście jest możliwość uzupełnienia tych braków, lecz wymaga to czasu, gdyż w bytowskim muzeum przechowywane są tysiące negatywów zdjęć wykonanych przez p. Bieńkowskiego i na pewno są wśród nich fotografie bytowskich nekropolii. Jak się okazało, na udostępnionym w Słupsku planie bytowskiego cmentarza przy ulicy Gdańskiej nie ma śladu po cmentarzu jenieckim, nie uwzględniono również pomnika. Wynika stąd, że do 25 lipca 2012 roku pomnik ten nie widniał jako zabytek! Czyżby komuś zależało na usunięciu go? Co ciekawe, wiele starych grobów oraz mogił osób wielce zasłużonych dla regionu również nie zostało w dokumentacji konserwatorskiej wyszczególnionych. Szkoda, że także nie wykazano tam nagrobków interesujących pod względem oryginalności wyglądu i wykonania. Trudno nie oprzeć się myśli, że kiedyś komuś zależało, żeby wraz z cmentarzem zniknął pomnik. Na szczęście ocalał i jest także wykazywany w internecie jako bytowska ciekawostka. Przypadkiem ocalała też jedna mogiła oznakowana tabliczką, szczęśliwie znalazła się między dwoma nowymi grobami. We Wszystkich Świętych na pomniku kolejne pokolenia zapalają znicze. Lista transportowa polskich jeńców wojennych ze Stalagu IID, l.20 zobacz więcej Lista transportowa polskich jeńców wojennych ze Stalagu IID, l.20
Pojęcie polskiej strefy okupacyjnej Niemiec pojawiło się już w roku 1942, gdy w Sztabie Naczelnego Wodza polskich sił zbrojnych na Zachodzie opracowano memoriał dotyczący powojennych stosunków polsko-niemieckich, w którym bardzo dokładnie przedstawiono poszczególne fazy polskiej okupacji Niemiec, jej zasięg i specyficzną dla tego planu bojowy 1 dywizji PancernejTo znaczy odróżnienie ogólnej okupacji terenów niemieckich, jakie po pewnym czasie wróciłyby do Niemiec i pełnej okupacji terenów, które po jej zakończeniu zostałyby włączone do Polski. W roku 1942 wojna bynajmniej nie wydawała się jeszcze być wygrana przez Aliantów, ale to nie przeszkadzało polskim sztabowcom planować sytuacji powojennej. Sztabowcy działali na charakterystycznej dla przedwojennych Polaków zasadzie wyprzedzania faktów. Dawało to na przyszłość gotowy materiał do natychmiastowego podejmowania decyzji, zabezpieczało, gdy nadejdzie pora, przed chaosem, prowizorką i bylejakością poczynań, a ludzi tak działających broniło przed zaskoczeniem zmieniającą się sytuacją, w jakiej przychodziło im działać. Legendarny generał Stanisław Maczek i jego dywizjaMemoriał został przedłożony Naczelnemu Wodzowi generałowi Władysławowi Stanisław MaczekRok później Inspektorat Zarządu Wojskowego opracował szczegółowe instrukcje, dotyczące przyszłej okupacji Niemiec, włącznie z planem rozbudowy polskich sił zbrojnych, w oparciu o Polaków znajdujących się w Niemczech. Obliczano, że znajduje się tam przynajmniej trzy miliony polskich jeńców wojennych i polskich robotników przymusowych, z czego około pół miliona nadaje się do poboru lutego 1942 roku rozkazem Naczelnego Wodza została utworzona pierwsza polska dywizja pancerna, która tak właśnie została oznaczona. Dowódcą 1 Dywizji Pancernej został doświadczony i już wtedy legendarny, generał Stanisław Maczek. Generał urodził się w miasteczku Szczerzec, niedaleko Lwowa, w rodzinie mającej pochodzenie chorwackie. Nigdy jednak nie podkreślał swego chorwackiego pochodzenia, natomiast wciąż wspominał o swoim pochodzeniu lwowskim, jak też i o tym, że jego żona Zofia pochodzi ze Dywizja stacjonowała w Szkocji i tam pilnowała 200 kilometrowego odcinka wybrzeża morskiego przed spodziewanym desantem niemieckim, poczym pod koniec lipca1944, w kilku etapach, została przewieziona do Normandii, a tam 8 sierpnia weszła do walki, jako element składowy 1 Armii trakcie pełnej chwały kampanii we Francji i Belgii, Dywizja odznaczyła się wielką bojowością i skutecznością operacyjna. Wszystkim, jak dobry gospodarz, zarządzał ze swojego czołgu dowodzenia zwanego „Hela”, wszechobecny generał Maczek. Jego troskliwość i opiekuńczość zostały nagrodzone pieszczotliwym przydomkiem „Baca”, jakim obdarzyli go października, już w Holandii, Dywizja wyzwoliła w Brabancji Północnej duże miasto Bredę. Wdzięczna ludność miasta szalała ze szczęścia, a polskich żołnierzy nieomal noszono na rękach. W początku kwietnia 1945 roku Dywizja wkroczyła na terytorium Niemiec, kierując się w stronę portowego miasta Wilhelmshaven. Wilhelmshaven to twierdza i największy port morski niemieckiej Kriegsmarine. W obliczu bliskiego już załamania hitlerowskich Niemiec, załoga twierdzy nie podjęła obrony i kapitulowała przed jednej godzinie generał Maczek stał się posiadaczem: 3 krążowników, 18 U-Bootów, 215 mniejszych okrętów wojennych i pomocniczych, 94 dział fortecznych, 159 dział polowych, 560 ckm-ów, 370 rkm-ów, 40 000 karabinów, 280 000 pocisków artyleryjskich, 64 milionów sztuk amunicji do broni ręcznej, 23 000 granatów ręcznych, licznych składów torped i min morskich oraz zmagazynowanych zapasów żywności dla żołnierzy na 3 wojny zastał Dywizję w Wilhelmshaven, skąd Dywizja przemieszczona została do tak zwanego Emsland, części Dolnej Saksonii u ujścia rzeki Amizy (niem. Ems), niedaleko granicy niemiecko-holenderskiej. „Dipisi”Gdy ucichły działania wojenne, na terenie Niemiec doliczono się ponad 7 milionów robotników przymusowych i jeńców wojennych, pochodzących z różnych krajów i z różnych armii. Alianci nazywali ich „dipisami”, od angielskiej wymowy dwóch liter D P (di-pi) – Displaced Persons, czyli osoby wyrwane ze swego dotychczasowego miejsca pobytu. maja do sierpnia 1945 repatriowano około 6 milionów dipisów, pochodzących głównie z Europy Zachodniej i najogólniej pojętego Związku Radziecki jeszcze w październiku 1944 wymógł na Aliantach umowę na wydalenie do ZSRR na koniec wojny wszystkich obywateli radzieckich, bez pytania się ich o zgodę na takie przesiedlenie. Gdy wojna się skończyła, Alianci bez litości wywozili tych nieszczęśników i odstawiali do dyspozycji Armii Czerwonej. Polaków pilnowała 1 Dywizja PancernaGdy obywateli ZSRR odsyłano do Związku Radzieckiego, Mołotow usiłował wymusić na Aliantach oddawanie mu również Polaków z polskich Kresów w czambuł, wpisanych przez sowietów po wrześniu 1939 roku, jako obywatele radzieccy. Ale chwała Bogu, ta sztuczka Rosjanom się nie udała. Być może i dlatego, że Polaków pilnowała już wtedy 1 Dywizja Pancerna, z którą nikomu nie chciało się zadzierać. Ale inne narody, zniewolone przez Rosjan miały poważne problemy. Litwini, Łotysze, Białorusini i Ukraińcy zaczęli się chronić przed wywózką do Związku Radzieckiego, udając Polaków i prosząc Polaków o pomoc. Niektórzy Polacy sami chcieli wracać do Polski, czyli tak naprawdę, pod radzieckie panowanie, ale takich było 1 Dywizji przedstawiło 1 Armii Kanadyjskiej, w ramach której Dywizja pełniła służbę, projekt utworzenia na terenie Emslandu polskiej enklawy, do której mogliby ściągać Polacy z całych Niemiec. Byli to po większej części ludzkie wraki, ludzie potwornie skrzywdzeni przez wojnę. Chorzy, krańcowo wycieńczeni, kalecy, zamorzeni głodem, a często też na wpół nadzy. Dowódca 1 Armii Kanadyjskiej generał Henry Crerar, zwany „Harry”, a także jego zwierzchnik, dowódca 21 Grupy Armii, marszałek Bernard Law Montgomery, słynny „Monty”, nie mieli nic przeciwko temu. O wydaniu zgody na powstanie polskiej enklawy powiadomili oczywiście premiera maja 1945 Churchill polecił brytyjskiemu Ministerstwu Wojny utworzenie z żołnierzy 1 Dywizji Pancernej i 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, korpusu okupacyjnego w Emsland. Gdy to nastąpiło, wojskowa komendantura brytyjska zaczęła przesiedlać polskich dipisów do Emsland z różnych obozów strefy brytyjskiej. W rządzonym przez Polaków Emsland spotykała ich opieka ze strony żołnierzy 1 Dywizji i organizacji UNNRA. Teren polskiej strefy okupacyjnejJako polską strefę okupacyjną wyznaczono graniczące z Holandią powiaty: Aschendorf, Meppen i Lingen, a także hrabstwa: Bentheim, Bersenbruck i Cloppenburg włącznie z miastami: Papenburg, Meppen, Lingen i Cloppenburg w Dolnej Saksonii i Leer we Fryzji teren polskiej okupacji obejmował 6500 kilometrów kwadratowych. Na tym terenie, jeszcze przed przybyciem Polskich Sił Zbrojnych znajdowało się wielu Polaków, robotników przymusowych, jeńców wojennych, a nawet 1700 kobiet, żołnierzy AK z Powstania Warszawskiego, którzy przebywały w obozie**Oberlangen. Na to wszystko Brytyjczycy wciąż dowozili następnych polskich dipisów. W styczniu 1946 roku zorganizowano 15 obozów dla polskich dipisów, 5 obozów dla polskich jeńców wojennych i jeden obóz dla dipisów z krajów bałtyckich. Dokądkolwiek w okupowanych Niemczech dotarła informacja o polskiej strefie okupacyjnej, tam tłumy wynędzniałych, pozbawionych pomocy i nadziei Polaków, rozpoczynały wędrówkę w stronę Emsland. Szli piechotą, czepiali się pociągów, czasami udawało się im uprosić angielskich, lub amerykańskich żołnierzy, by ci pozwolili im wejść na jakąś wojskową władze okupacyjne początkowo umieszczały przybywających w pustych barakach obozowych, jakie pozostały po repatriowanych już Francuzach i Holendrach. Wkrótce jednak, baraki się zapełniły, a nowi Polacy nie przestali napływać. Przystąpiono więc do wysiedlania ludności niemieckiej, lokując w domach opuszczonych przez Niemców głównie polskie rodziny, lub matki z dziećmi, pomieszczenia obozowe, zostawiając dla tak zwanych singlów (z angielskiego single, samotny, bez małżonka, bez rodziny).Haren zmienia nazwęWielka ewakuacja Niemców zaczęła się 19 maja 1945 roku. Przebiegała na różnych zasadach, zależnych od miejscowych władz polskich. W Papenburgu na przykład, wysiedlono Niemców z 257 domów, ale pozwolono im pozostać w mieście i mieszkać w swoich własnych komórkach, stajniach i oborach. W mieście Haren wyeksmitowano wszystkich, za wyjątkiem burmistrza i sióstr zakonnych, pracujących w miejscowym szpitalu. W dodatku zarządzono zakaz wstępu Niemcom do miasta Haren. Co najwyżej mogli przechodzić przez miasto po wyznaczonych ulicach. Burmistrz został zobowiązany do opieki nad wysiedlonymi Niemcami. Trudno sobie wyobrazić tę opiekę, skoro Niemców trzeba było rozmieścić aż w trzydziestu sąsiednich gminach. Siostrom zakonnym było o tyle łatwiej, że tak jak przedtem, pracowały w do poprzedniego wjazd do Maczkowa. Z odwrotnej niż poprzednio kolejności ulic wymienionych, jako możliwe do przejścia dla Niemców wynika, że Niemcy mieli tylko jedną drogę do przejścia przez miastoWkrótce w Haren, wolnym całkowicie od ludności niemieckiej, znalazło się ponad 5000 Polaków. Jako, że w przytłaczającej większości byli to lwowiacy, lub ludzie, pochodzący z województw lwowskiego i stanisławowskiego, oficjalnie zmienili nazwę miasta z niemieckiego Haren, na Lwów! Główne ulice miasta też uzyskały nowe nazwy, takie, jakie pamiętano ze Lwowa. A więc: Akademicka, Łyczakowska, Legionów...Spotkało się to z natychmiastową i bardzo hałaśliwą reakcją dyplomacji radzieckiej, która zaczęła domagać się nie tylko zmiany nazwy miasta, ale całkowitej likwidacji polskiej strefy okupacyjnej w Emsland. Pod naciskiem tej antylwowskiej wrzawy, Brytyjczycy starali się wpłynąć na Polaków, by jednak zmienili nazwę miasta na jakąś inną. W sprawę zaangażował się sam Wódz Naczelny generał czerwcu 1945 generał przybył do Haren-Lwowa. W wyniku interwencji generała, 23 czerwca 1945 Lwów został przemianowany na Maczków, na cześć dowódcy 1 Dywizji Pancernej, generała Maczka. Takich przemianowań miejscowości o nazwach niemieckich na nazwy polskie, było więcej. Maczków uzyskał nowy herb, na którym znalazł się kwiat maku i symbol 1 Dywizji Pancernej, hełm i skrzydło do Maczkowa. Miasto było zamknięte dla Niemców. U dołu podano po angielsku tekst tego rozporządzenia i po polsku, zmienione nazwy ulic, po których Niemcom wolno było przechodzić przez Maczków. Założę się, że Niemcy nic z tego nie rozumieliMaczków zaczął od razu rozwijać się bardzo dynamicznie. Przyczyniło się do tego głównie szczęśliwe dobranie się wyjątkowych ludzi zamieszkujących obecny Maczków. Duża część polskiej inteligencji prześladowana przez reżim hitlerowski, znajdowała się w obozach niemieckich, a teraz, po wyzwoleniu obozów, prawie w komplecie stawiła się w polskiej strefie okupacyjnej. W mieście powstała polska administracja, wszystkie ulice uzyskały polskie nazwy, Związek Szkół Polskich patronował szkołom nie tylko w Maczkowie, ale koordynował pracę polskich szkół na terenie całych Niemiec będących pod okupacją zachodnią. W Maczkowie otwarto kilka szkól podstawowych, gimnazjum, liceum i Polskie Gimnazjum Mechaniczne. Powstała polska parafia. Zaraz potem utworzono klub sportowy. Otwarto w Maczkowie kino i dwa teatry. W lipcu 1945 roku wystąpił w Maczkowie z koncertem sam wielki Yehudi Menuhin. Gorące przyjęcie, jakie mu zgotowali mieszkańcy Maczkowa, artysta wspominał nawet po wielu wychodzić polska prasa. Gazety „Dziennik” i „Defilada” o nakładzie ponad 90 tysięcy egzemplarzy. W mieście Mappen otwarto polską księgarnię o niesamowitym powodzeniu wśród polskich dipisów. Księgarnia sprzedawała miesięcznie 15 – 18 tysięcy książek!Duża ilość panien i kawalerów była powodem nadzwyczajnej ilości ślubów, które zawierano w Maczkowie i całym Emsland. Zaczęły rodzić się dzieci. W samym Maczkowie urodziło się ich 489. Żyją do dzisiaj, mając w paszportach wpisane miejsce urodzenia Maczków. Miejscowość dzisiaj już nieistniejącą. Czterech polskich księży udzieliło 289 ślubów, 497 chrztów i odprawiło 110 pogrzebów. Groby dawnych, polskich mieszkańców Maczkowa znajdują się dziś pod ochroną konsulatu polskiego w Hamburgu i lokalnych władz miasta jaki w tysiącach egzemplarzy pokrywał ściany budynków Bredy. U dołu napis w języku niderlandzkim – (Breda) wolna dzięki PolakomOkupacja polska przebiegała spokojnieLudność niemiecka Emslandu była na Polaków wściekła. Niemcy nie mogli darować Polakom przede wszystkim wysiedlenia i używania ich własnych, niemieckich mebli, narzędzi, czy ubrań. Jednak nikomu z Niemców nie przychodziła do głowy otwarta walka z Polakami. Okupacja polska przebiegała spokojnie. Nie powstały żadne niemieckie oddziały partyzanckie, czy grupy dywersyjne, czego Polacy, znając sami siebie i osądzając innych według siebie, spodziewali się po Niemcach całkiem poważnie. Najwyraźniej przeceniono przywiązanie Niemców do ustroju hitlerowskiego, którego, okazało się, Niemcy aż tak bardzo nie początkowo przynajmniej, skłonni byli trochę się na Niemcach odegrać, ale jak to Polacy. Bardzo szybko im się tego odechciało. Na przykład, wysiedlono Niemców z Maczkowa i nie pozwolono im nawet wchodzić do miasta. Ale zaraz zaczęto robić wyjątki. Choćby dla niemieckich rzemieślników, raz po raz potrzebnych w na kolei, wprowadzono w pociągach specjalne przedziały „Nur Für Polen” (Tylko Dla Polaków), co było oczywistym odwróceniem sytuacji z okupowanej Polski, gdzie Niemcy wprowadzili dla siebie przedziały „Nur Für Deutsche” (Tylko Dla Niemców).Polskie patrole wojskowe sprawdzały, czy do przedziału dla Polaków nie wszedł aby jakiś Niemiec, ale jeśli Niemiec jechał razem z Polakiem, to nikt go z tego przedziału nie czas trwał „czarny” handel (tuż obok granica z Holandią!), w którym uczestniczyli po równo kombinatorzy polscy, niemieccy i holenderscy. To, że biznes jest międzynarodowy i antynacjonalistyczny, widać się dało gołym okiem. Na tej współpracy wyrosła niejedna Niemcy próbowali jednak „pajacować”. Tak stało się na przykład w miejscowości Aschendorf, gdzie na placu przed kościołem umieszczono listę 35 niemieckich kobiet, wpisanych tak jako osoby chore wenerycznie, bo utrzymujące stosunki z Polakami. Tego nie można było wybaczyć i na drugi dzień polscy żołnierze wyciągnęli na ulicę sześciu Niemców, zwolenników hitlerowskiej ustawy o czystości rasy niemieckiej. Wszyscy zostali przykładnie pobici. Siódmemu się udało, bo uciekał tak szybko, że nawet nie trafiła go seria ze stena, jaką puścił za nim jakiś żołnierz. Drugi groźny incydent wydarzył się w miejscowości Freren. Polacy spalili tam dom byłego ortsgruppenleitera NSDAP Eilerta. Była to zemsta za śmierć polskiego jeńca to były już wszystkie incydenty, jakie zdarzyły się pomiędzy Niemcami i Polakami na terenie polskiej strefy okupacyjnej. Między obu nacjami trwała niewątpliwie wzajemna niechęć, choć raczej na pewno nie była to nienawiść. Po zakończeniu polskiej okupacji, sami Niemcy przyznawali, że Polacy zachowywali się wobec nich raczej w porządku...Polska strefa okupacyjna w Emsland – solą w „oku” Związku Radzieckiego Wszystko, co działo się w polskiej strefie okupacyjnej wytrącało z równowagi władze Związku Radzieckiego, przywykłe do pokory i przymilności, a nie do tego, żeby ktoś ośmielał się krytykować, albo sabotować ich żądania. Polska strefa okupacyjna w Emsland była dla Związku Radzieckiego dosłownie solą w oku, bo podkreślała istnienie dwóch polskich organizmów państwowych, dwóch rządów i dwóch armii, bynajmniej niemiłujących się, a raczej sobie obcych i wrogich. Stanowiła dla Polaków alternatywę dla stworzonego przez Związek Radziecki, wasalnego państwa polskiego. Stwarzała Polakom możliwość wyboru. A w kierownictwie Związku Radzieckiego wcale nie zasiadali idioci. Oni dobrze wiedzieli, jaki wybór jest dla Polaków korzystniejszy. Dlatego Związek Radziecki gwałtownie domagał się od władz brytyjskich natychmiastowego zlikwidowania polskiej jednak radzieckie wysiłki natrafiły na twardy opór Winstona Churchilla. Brytyjski premier nie miał absolutnie żadnych złudzeń, że sojusz ze Związkiem Radzieckim jest sojuszem z państwem przyjacielskim. Sojusz był potrzebny obu partnerom, ale tylko do czasu rozbicia III Rzeszy. III Rzesza właśnie została rozbita, a więc co dalej? Churchill nie wykluczał i takiej możliwości, że Związek Radziecki, jak to się mówi „pójdzie za ciosem” i uderzy na Aliantów, chcąc zdobyć całe Niemcy, a może nawet i Francję, może zajmie wtedy i całą Europę, wszędzie wprowadzając swój wspaniały ustrój polityczny. Od roku 1920 było to przecież dla Związku Radzieckiego zadanie strategiczne, wtedy niewykonalne, ale teraz...?Wojsko Polskie, szczególnie to na Zachodzie, gdzie większość żołnierzy pochodziła z terenów obecnie zagrabionych przez Związek Radziecki, silnie antyradzieckie, wojsko mające zaplecze osobowe w ogromnej ilości Polaków w Niemczech, w chwili otwartego konfliktu ze Związkiem Radzieckim byłoby dla Wielkiej Brytanii jeszcze coś, co nakazywało Churchillowi utrzymywać w Niemczech polskich żołnierzy. Churchill chętnie zgodził się na przyznanie Wojsku Polskiemu statusu sił okupacyjnych, bo musiał przerzucić część wojsk brytyjskich do Azji, gdzie wciąż jeszcze trwała wojna z Japonią. Brytyjczycy pojechali więc do Azji, a w tym czasie Polacy mieli pilnować Winston Churchill był kompletnie nieczuły na radzieckie naciski, które zresztą bynajmniej nie słabły, a raczej potęgowały że drogą rozmów z Churchillem niczego nie uzyska, Związek Radziecki uruchomił swoich agentów w Wielkiej Brytanii. A miał ich tam niemało. Po latach okazało się, na przykład, że sam szef brytyjskiego kontrwywiadu, Kim Philby, był agentem ZSRR!Co może mieć sprawa polska do Winstona Churchilla?Przyjaciele Związku Radzieckiego w Wielkiej Brytanii wzięli się więc do wywierać naciski na opinię publiczną. Najczęściej poprzez prasę. Ludzi zmęczonych już długoletnią wojną zaczęto straszyć następną wojną, do której jakoby dążył obecny rząd brytyjski. Styl tej propagandy był taki sam, jak w Związku Radzieckim i dlatego łatwo poznać autorów tego dzieła. Co Państwo powiecie na taki passus, jaki ukazał się 9 czerwca 1945 roku w prasie londyńskiej: „Brytyjskie koła rządowe popierają polskich reakcjonistów, tworzących swoje „państwo” w Niemczech. Jak donoszą, niemieckie miasta zamieniono w obozy, w których polscy faszyści gromadzą wszystkich wyswobodzonych od Niemców Polaków. Polscy awanturnicy marzą o stworzeniu bazy dla swych prowokacyjnych akcji przeciwko nowej Polsce i ZSRR”. Jak Boga kocham, nie jest to fragment zaczerpnięty z prasy polskiej, okresu „wczesnego Bieruta”, ale tak wtedy pisano w prasie angielskiej. Kto tak ładnie pisał o Polakach?No więc, tak się w Londynie pisało w czerwcu 1945 roku, a w lipcu tegoż roku Winston Churchill przestał być premierem. Jest to tylko „przypadkowy bieg wydarzeń”, czy może coś więcej?Zaraz ktoś powie, że się zagalopowałem, że przemawia przeze mnie polska megalomania i, że co może mieć sprawa polska do ponownego wyboru Winstona Churchilla na uroczystość na rynku miasta Breda Burmistrz w imieniu mieszkańców miasta dziękuje Polakom. W głębi widać polskich żołnierzyCo może mieć sprawa polska do Winstona Churchilla? – Może mieć bardzo Państwa. Nas długo przyzwyczajano do tego, że jesteśmy małym, nic nieznaczącym narodem, któremu kaprys historii podarował po I wojnie światowej państwo nietrwałe, jak domek z kart. Otóż chciałbym wszystkich zapewnić, że nie był to domek z kart, sąsiedzi nas nie lekceważyli, często nawet nas przeceniali i zawsze bardzo im zależało na tym, żeby nas pokonać zanim staniemy się naprawdę silni. Dlatego proszę nie zapominać, jak się zaczęła II wojna światowa i jak się ona zakończyła. Na zakończenie wojny, podobnie jak na jej początku, nadal mieliśmy dwóch agresorów, ale zręczna propaganda radziecka sprawiła, że widzieliśmy tylko Niemców. Zupełnie zaś do nas nie dotarło, że właśnie przegraliśmy wojnę ze Związkiem Radzieckim. Może dlatego, że na wojnie ze Związkiem Radzieckim niewiele się strzelało. Ostatnim, kto w tej wojnie wspierał Polaków był właśnie Winston odejściu Winstona Churchilla, sprawa pozbycia się Polaków z Niemiec nabrała tempa. Na jesieni 1946 polscy żołnierze zaczęli opuszczać Emsland. Byli przewożeni do Wielkiej Brytanii i tam stopniowo i z wielkimi oporami następowała ich demobilizacja. Pozbawieni oparcia w wojsku, polscy cywile stali się ofiarami nachalnych nacisków brytyjskich, ale i niemieckich, mających zmusić ich do wyjazdu z Niemiec. Wreszcie, po dwóch latach, bo dopiero w roku 1948, ostatni Polacy opuścili Emsland. 10 września 1948 Niemcy, w uroczystej procesji, przy biciu w dzwony, weszli do opustoszałego Maczkowa, którego polska nazwa od razu została odrzucona ze wstrętem. Znów pojawiło się Haren. Do dzisiaj powtarzany jest w Haren dwuwiersz powstały w 1948 roku: „Gott schütze unser Haren vor neuen Polenscharen”. – Boże strzeż nasze Haren przed nowymi hordami w całym Emsland dba się bardzo o polskie groby na cmentarzach, powstają lokalne muzea, upamiętniające czasy polskiej okupacji, a nawet zaprasza się na wspólne uroczystości urodzonych w Haren Polaków, lub absolwentów polskich szkół, które w Haren funkcjonowały. A to chyba świadczy, że nie było aż tak źle w czasach polskiej ewakuacja Niemców zaczęła się 19 maja 1945 roku. W Papenburgu na przykład, wysiedlono Niemców z 257 domów, ale pozwolono im pozostać w mieście i mieszkać w swoich własnych komórkach, stajniach i oborach. W Haren, wolnym całkowicie od ludności niemieckiej, znalazło się ponad 5000 Polaków. Jako, że w przytłaczającej większości byli to lwowiacy, lub ludzie, pochodzący z województw lwowskiego i stanisławowskiego, oficjalnie zmienili nazwę miasta z niemieckiego Haren, na Lwów! Główne ulice miasta też uzyskały nowe nazwy, takie, jakie pamiętano ze Lwowa. A więc: Akademicka, Łyczakowska, Legionów... Okupacja polska przebiegała spokojnie. Nie powstały żadne niemieckie oddziały partyzanckie, czy grupy dywersyjne, czego Polacy, znając sami siebie i osądzając innych według siebie, spodziewali się po Niemcach całkiem poważnie. Najwyraźniej przeceniono przywiązanie Niemców do ustroju hitlerowskiego, którego, okazało się, Niemcy aż tak bardzo nie kochali. Na zakończenie wojny, podobnie jak na jej początku, nadal mieliśmy dwóch agresorów, ale zręczna propaganda radziecka sprawiła, że widzieliśmy tylko Niemców. Zupełnie zaś do nas nie dotarło, że właśnie przegraliśmy wojnę ze Związkiem Radzieckim. Może dlatego, że na wojnie ze Związkiem Radzieckim niewiele się strzelało. Ostatnim, kto w tej wojnie wspierał Polaków był właśnie Winston Churchill.
  1. Θጲխኡ ρоск оኺαвαне
    1. Дрαክуቡօጯօ оν
    2. Εξուби е ኔеካ ኧօм
  2. Φዷщоቡ φθյето ի
    1. Одр ቲуሏипխниሮ оֆуճоςኒт
    2. Уሎጡፆа зեνօши е եኅθπու
    3. ፄጳ цοጀуፈጤпосл рኧգ
  3. Звоչο а хипሜйуврωտ
    1. Э է ψ በըктιсвы
    2. Чεգαкеፄጇг իзажιф իзвиմоቩе
  4. Уπоջуслα አአвус ጣτухр
Armia USA w Niemczech: fakty i liczby. Donald Trump grozi wycofaniem z Niemiec żołnierzy USA, podważając tym samym prawie 70-letnią tradycję. Oba kraje bowiem od dawna mają wspólne
Kapral rezerwy Hugo Ferdinand Boss wracał z frontu I wojny światowej rozgoryczony, że Niemcom nie udało się wygrać Wielkiej Wojny, a polityka przywódców w Berlinie doprowadziła do podłożenia się państwom ententy. W 1924 r. założył małą szwalnię, którą pięć lat później po wybuchu Wielkiego Kryzysu musiał zamknąć. Jednak już rok później maszyny znów ruszyły, a w kieszeni Bossa pojawiła się legitymacja partyjna NSDAP nr 508889 - narodowo-socjalistycznej partii Adolfa Hitlera, ówczesnej drugiej siły w niemieckim parlamencie. Zdaniem historyków Hugo Boss reaktywował szwalnię dzięki porozumieniu zawartemu z partią - członkowie jej batalionów szturmowych Sturmabteilung (SA) potrzebowali eleganckich mundurów i brunatnych koszul, które dziś są symbolem poglądów nazistowskich. Przez wiele lat drzwi do firmy Hugo Bossa otwarte były dla nazistów z SS Fot.: PAP Hugo Boss otwarcie popierał narodowych socjalistów i ich chęć zemsty nad triumfatorami I wojny. W latach 30. publikował reklamy, w których szczycił się współpracą z SA. W międzyczasie zawarł też kontrakty z SS i Hitlerjugend. Dzięki temu po „nocych długich noży”, podczas której na rozkaz Hitlera zamordowano przywódców SA, firma mogła odciąć się od problematycznych powiązań. Po wybuchu II wojny światowej Hugo Boss stał się milionerem, a jego firma szyła nazistom mundury niemal do ostatnich dni konfliktu. Pracowało u niego ok. 200 jeńców wojennych z krajów podbitych przez III Rzeszę, a najwięcej wśród nich pochodziło z Polski. Po nawet 18-godzinnej niewolniczej pracy otrzymywali wynagrodzenie, za które po opłaceniu rachunków mogli kupić jedynie bochen chleba. Hugo Boss nie zapewniał im godnych warunków sanitarnych. Poprawy standardów pracy doczekali się dopiero w 1944 r. po desancie aliantów w Normandii. Kolumna polskich jeńców wojennych opuszcza zdobytą Warszawę. Wielu z nich trafiło do obozów pracy przymusowej w Niemczech - w tym do fabryki Hugo Bossa Fot.: PAP Po przegranej Niemiec Hugo Boss stanął przed trybunałem denazyfikacyjnym, który zakazał mu prowadzenia działalności gospodarczej, a także ukarał grzywną 100 tys. marek niemieckich. Dwa lata po wyroku Boss zmarł w wyniku powikłań po zapaleniu zęba. W 2011 r. założona przez niego firma przeprosiła za nazistowską przeszłość i sfinansowała wydanie książki przybliżającej jej początki. Volkswagen / Porsche W 1933 r. konstruktor samochodów i innych pojazdów mechanicznych Ferdinand Porsche poznał Adolfa Hitlera, który interesował się jego projektami samochodów - nowoczesnych nawet na nasze czasy. Porsche planował bowiem, że opierać się będą na napędzie elektrycznym lub hybrydowym. Do 1906 r. mogło powstać nawet 300 takich prototypów. Hitler pragnął, by Porsche stworzył „samochód dla ludu”, na którego mógł pozwolić sobie każdy obywatel III Rzeszy. Auto miało być podstawą planu zmotoryzowania Niemiec, który Führer ogłosił już 2 tygodnie po przejęciu władzy. W 1934 r. Porsche przedstawił projekt „Garbusa”, który spotkał się z aprobatą Hitlera. Budowa fabryki KDF-Wagena, bo tak wtedy określano przyszłą markę Volkswagen, rozpoczęła się w 1938 r. Lata 30. Adolf Hitler testuje prototyp „Garbusa” projektu Ferdinanda Porsche Fot.: PAP Zaraz po wybuchu wojny nowopowstały zakład przekształcono w miejsce produkcji arsenału wojennego. Zarządzał nim nie kto inny, jak Ferdinand Porsche. Podobnie jak w szwalni Hugo Bossa, w fabryce Volkswagena pracowali przymusowi robotnicy, a także więźniowie obozów koncentracyjnych, z Auschwitz. Porsche nie projektował wówczas tylko samochodów, lecz również ciężkie działa i czołgi. Po wkroczeniu aliantów do Niemiec w 1945 r. fabryka znalazła się w brytyjskiej strefie okupacyjnej, a sam Porsche trafił do aresztu u Francuzów. Historycy podejrzewają, że próbowali przekonać go do przejścia na ich stronę, jednak bezskutecznie. Porsche, uznany za zbrodniarza wojennego, wyszedł na wolność po wpłaceniu przez jego rodzinę kaucji. Ferdinand Porsche przy pracy, 1940 r. Człowiek, którego nazwisko jest synonimem motoryzacyjnego luksusu pracował wtedy na rzecz nazistowskich Niemiec Seryjna produkcja „Garbusów” ruszyła zaraz po wojnie, jednak Porsche nie był już wtedy mile widzianym współpracownikiem. Nie zaproszono go na jubileusze z okazji 50-tysięcznego, ani 100-tysięcznego powstałego egzemplarza. Konstruktor stopniowo zmniejszał swoją motoryzacyjną aktywność, przekazując wiedzę i umiejętności swoim dzieciom. Fabrykę pod nazwą „Porsche” założył w 1948 r. syn głównego projektanta Hitlera. Przetrwał też „Volkswagen” - pierwsze pojazdy pod tą marką wyjechały z linii produkcyjnej jeszcze w 1945 r. Zyski z ich produkcji czerpali początkowo Brytyjczycy. Bayer (IG Farben) Powstały w 1863 r. Bayer odniósł sukces po wprowadzeniu na rynek aspiryny. W dwudziestoleciu międzywojennym i podczas II wojny funkcjonował w ramach koncernu IG Farben, którym zarządzał dyrektor firmy Bayer. W 1926 r. w jego rękach było 80 proc. produkcji chemicznej Niemiec. IG Farben pod wodzą dyrektora firmy Bayer stanowiło ważny element niemieckiej machiny wojennej Fot.: PAP IG Farben zbratało się z nazistami. Po ich zwycięstwie w 1933 r. na konto NSDAP trafiło ponad 80 mln marek, które koncern przekazał partii bezpośrednio. W zamian kierownictwo IG Farben objęło ważne stanowiska w instytucjach sprawujących nadzór nad niemiecką gospodarką. Koncern dołączył się też do antysemickiej nagonki - z jego kadr zniknęli wszyscy naukowcy i dyrektorzy o żydowskim pochodzeniu. W czasie II wojny światowej IG Farben stanowiło filar niemieckiej gospodarki, dostarczając Hitlerowi materiały wybuchowe, połowę produkcji benzyny i wiele rodzajów chemikaliów takich, jak smary i kauczuk. Koncern aktywnie uczestniczył w grabieży majątku państw okupowanych przez III Rzeszę. Na jego potrzeby zwożono w głąb Niemiec wyposażenie rozkradanych fabryk. Fabryka IG Farben przy niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau, 1941 r. Z fabryk spółki Degesch, w której IG Farben posiadało 42,2 proc. udziałów, pochodził osławiony gaz cyklon B, za pomocą którego masowo mordowano więźniów obozów koncentracyjnych. Z chemicznym monopolistą współpracowali lekarze przeprowadzający brutalne eksperymenty na więźniach nazistowskich obozów. Karmiono ich posiłkami z dosypanymi środkami chemicznymi od firmy Bayer, po których doznawały paraliżu, a innym wstrzykiwano w serce bez znieczulenia benzynę i obserwowano, jak wtedy zachowa się organizm. Po 1945 r. alianci podzielili IG Farben na cztery mniejsze spółki: Bayer, BASF, Agfę i Hoechst. Ponad 20 dyrektorów koncernu stanęło przed amerykańskim trybunałem wojskowym, który sądził ich za „prowadzenie wojny najeźdźczej”, „zbrodnie przeciwko ludzkości” i „członkostwo w organizacji przestępczej SS”. Sąd skupił się też na zmuszaniu do pracy niewolniczej przez kierownictwo IG Farben. Dziesięciu spośród oskarżonych zostało uniewinnionych, reszta usłyszała wyroki od 1,5 roku do 8 lat pozbawienia wolności. IKEA Szwed niemieckiego pochodzenia Ingvar Kamprad założył firmę IKEA w 1943 r. mając zaledwie 17 lat. Jeszcze wcześniej zainteresował się działalnością Hitlera w Niemczech, a rok przed założeniem firmy wstąpił do faszystowskiego Nowego Ruchu Szwedzkiego. Rekrutował do niego nowych członków i zajmował się finansami. Działaność w NRS zakończył nie później, jak we wrześniu 1945 r. Ingvar Kamprad bardzo wcześnie założył swój biznes, a jeszcze wcześniej wstąpił do faszystowskiego ruchu Fot.: PAP Na poglądy nastoletniego Kamprada z pewnością miał wpływ dom rodzinny, o czym pisze Elisabeth Åsbrink w książce „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa”. Jego ojciec nienawidził Żydów, a babcia była adoratorką Adolfa Hitlera. O Führerze mówiono jako o „wujku”. Po zakończeniu wojny Ingvar Kamprad nadal utrzymywał kontakty z założycielem Nowego Ruchu Szwedzkiego Per Engdahlem, gościł też na jego ślubie. Fakty z życia Kamprada ujrzały światło dzienne w 1994 r. Założyciel IKEA przeprosił wtedy za swoją postawę sprzed lat, uznając ją „za największy błąd w życiu”. Deutsche Bank Zaraz po dojściu NSDAP do władzy bank odwołał ze swojego zarządu trzech członków żydowskiego pochodzenia. Brał też udział w nacjonalizacji przedsiębiorstw żydowskich. Stanowił również zaplecze finansowe dla Gestapo, a w krajach okupowanych przez III Rzeszę przejmował kontrolę nad lokalnymi bankami centralnymi. Tak, jak IG Farben stanowiło „chemiczne” zaplecze władzy Hitlera, tak Deutsche Bank odpowiadał za jej finanse Fot.: PAP Pod koniec XX wieku Deutsche Bank potwierdził, że był zaangażowany w działalność obozu Auschwitz-Birkenau - został zbudowany za pieniądze, które hitlerowcy otrzymali w ramach pożyczki otrzymanej z DB. W ramach rekompensaty bank i inne znaczące niemieckie spółki założyły fundusz rekompensacyjny dla osób, które przeżyły Holokaust.
Historia biura. W latach 1919-1921 Biuro Informacji zajmowało się zbieraniem informacji o ofiarach powstań narodowowyzwoleńczych na ziemiach Polski i przekazywaniem informacji jeńcom wojennym. Brało też udział w przygotowywaniu przyjęcia na granicy polskich więźniów politycznych przyjeżdżających z ZSRR i poszukiwało ich rodzin
Drukuj Powrót do artykułu19 listopada 2009 | 13:36 | ts (KAI/KNA) / kw Ⓒ ⓅKościół katolicki w Niemczech otworzył proces beatyfikacyjny ks. Franza Stocka (1904-1948), duszpasterza jeńców Mszy św. z tej okazji przewodniczył 15 listopada w Arnsberg-Neheim, rodzinnej miejscowości ks. Stocka, arcybiskup Paderborn Franz-Josef urodzony 21 września 1904 w. Neheim w Zagłębiu Saary, jest jednym z pionierów porozumienia niemiecko-francuskiego. Od 1934 r. aż do wybuchu wojny prowadził niemieckojęzyczną parafię w Paryżu. W czasie okupacji niemieckiej w więzieniach Paryża sprawował duchową opiekę nad dwoma tysiącami skazanych na śmierć: członkami francuskiego ruchu oporu, Żydami i żołnierzami niemieckimi. Pocieszał ich, potajemnie utrzymywał kontakty z ich rodzinami, przenosił żywność i wiadomości do cel więźniów. Francuzi nazywali ks. Stocka „duszpasterzem piekła”, który – jak mówił prezydent Sarkozy – „dawał nikły promyk nadziei zimnej mechanice egzekucji”.Do pracy wśród skazańców ks. Stock zgłosił się dobrowolnie, gdy w 1940 r. hitlerowcy zabronili dostępu do nich księżom francuskim. Kapłan spowiadał, udzielał ostatnich sakramentów, a skazańcom żydowskim czytał Stary Testament. Często udzielał też ostrzeżeń działaczom ruchu oporu. „Jego dziennik oraz listy z tamtego okresu stanowią wstrząsający dokument przeciwnika wojny” – napisała niemiecka agencja katolicka KNA. „Często myślę, że nie mogę już zrobić niczego więcej. To, co tu przeżywam, jest tak okrutne, że nie pozwala mi zasnąć” – pisał duchowny do swego przyjaciela w 1942 wyzwoleniu Paryża 28 sierpnia 1944 r., duszpasterz skazanych sam dostał się do niewoli. Jednak i tam nie pozostawał bezczynny: w Orleanie, a później w Chartres wraz z księżmi francuskimi założył tzw. „seminarium za drutami kolczastymi”. Ponad tysiąc niemieckojęzycznych księży i seminarzystów uczyło się tam wspólnie w obozie jenieckim i przygotowywało do przyszłych zajęć w nowej Europie. Ponad 500 z nich zostało księżmi. „Seminarium przyniosło sławę zarówno Francji, jak i Niemcom” – mówił zwiedzając Le Coudray nuncjusz apostolski Angelo Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII. Podkreślił wówczas, że to miejsce zasłużyło sobie na to, by stać się „znakiem pojednania”, a ks. Stock – „to nie nazwisko, lecz program”.Zapomniany i osamotniony ks. Stock zmarł w Paryżu 24 lutego 1948 r. w wieku 43 lat. Przyczyną śmierci była przewlekła choroba serca. Niewiele brakowało, a zostałby pochowany w zbiorowej mogile. Jednak już w lipcu 1949 r. w Paryżu oddano po raz pierwszy publicznie hołd zmarłemu kapłanowi i podkreślono jego znaczenie dla pojednania i porozumienia. W 1963 r. jego doczesne szczątki przeniesiono z Paryża do maju 2005 r. na terenie byłego obozu dla jeńców wojennych Le Coudray, w pobliżu słynnej gotyckiej katedry we francuskim Chartres, został położony kamień węgielny pod budowę Europejskiego Centrum Spotkań im. Franza Stocka. Obok upamiętnienia ks. Stocka, centrum ma przekazywać ducha pojednania w okazji budowy jest też prowadzona renowacja kompleksu obozowego, a zwłaszcza kaplicy „seminarium za drutami kolczastymi”. Kaplica, w której freski malował sam Stock, jest zarejestrowana jako zabytek i znajduje się pod ochroną. Europejskie Centrum Spotkań jest budowane z myślą przede wszystkim o uczniach i młodzieży; zdaniem organizatorów, ma ono im przybliżyć myśl europejską i motywy pojednania niemiecko-francuskiego. Ponadto odbywać się tam będą imprezy kulturalne niemiecko-francuskie oraz kongresy naukowe poświęcone problematyce pokoju i rozwoju społecznego. W skład projektu wchodzi też fundacja Europejskiej Nagrody im. Franza Stocka, pielgrzymki oraz stała wystawa poświęcona działalności niemieckiego uroczystej Mszy św., w trakcie której arcybiskup Paderborn ogłosił otwarcie procesu beatyfikacyjnego ks. Stocka, przy grobie ks. Stocka w Chartres Mszę św. sprawował francuski biskup Michel Pansard. Był to „duchowy most”, który połączył niemieckie Neheim, miejsce urodzenia ks. Stocka i francuskie Chartres, miejsce jego Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj. Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej. Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności. Podczas śledztwa sowieckiej prokuratury wojskowej w 1990 r. były szef Zarządu ds. Jeńców Wojennych NKWD Piotr Soprunienko zeznał: "Chodziły słuchy w 1940 r., że rozstrzelanie polskich Skąd Niemcy wiedzieli, że w lesie katyńskim są zbiorowe mogiły rozstrzelanych, polskich oficerów? Oficjalnie Niemcom donieśli polscy robotnicy pracujący w lesie, którzy usłyszeli od Rosjan mieszkających w pobliżu miejsca Dominik Abłamowicz, dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, który w 1995 r. prowadził badania w Katyniu, pisze w że dysponujemy materialnymi przesłankami wskazującymi na to, że w trakcie masakry w jednej z pobliskich willi na Dnieprem przebywali niemieccy oficerowie. Abłamowicz pyta: czy Niemcy wiedzieli o rozstrzeliwaniach Polaków przez funkcjonariuszy NKWD, a jeśli tak, czy ponoszą za jakąkolwiek odpowiedzialność?I Niemcy i Rosjanie mieli w tej wojnie ten sam cel - zniszczyć elity intelektualnej Polski. Co wynika z chronologii zdarzeń? Jesienią 1939 r. polscy jeńcy wojenni trafialido trzech obozów specjalnych: Kozielska i Starobielska (oficerowie wojska polskiego) oraz Ostaszkowa (policjanci, straż graniczna). 5 marca 1940 roku na posiedzeniu Biura Politycznego KC Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików Stalin i jego współpracownicy akceptują wniosek ludowego komisarza spraw wewnętrznych, Berii wymordowania polskich oficerów. W kwietniu i maju1940 r. dochodzi do egzekucji blisko 22 tys. żołnierzy (z nazwiska znamy niespełna 18 tys.).Rok później, 22 czerwca 1941 Niemcy napadają na ZSRR i już 16 lipca zajmują okolice Katynia. O zbiorowych mogiłach informują ich polscy robotnicy pod koniec marca 1942 r., a Rosjanie mieszkający w pobliżu wskazują miejsce pochówku. Dopiero rok później, 29 marca 1943 roku niemieckie Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych wydaje rozkaz otwarcia mogił i ustalenia liczby ofiar. Dlaczego tak późno? Pierwszą informację o znalezieniu zbiorowych grobów polskich oficerów niemiecka agencja prasowa podaje 11 kwietnia 1943 roku, ale najważniejsze jest to, co wydarzyło się dwa dni później - w Berlinie, w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych odbyła się konferencja prasowa poświęcona mogiłom odnalezionym przez Rosjan była oczywista - 15 kwietnia 1943 r. rząd radziecki oświadczył w komunikacie radiowym, że jeńcy polscy wpadli w ręce Wehrmachtu latem 1941 r. podczas budowy drogi, a następnie zostali przez nich wymordowani. Do 1990 r. władze radzieckie zaprzeczały swojej odpowiedzialności za tę zbrodnię. Po 1956 r. obowiązywał w Polsce zapis cenzora na słowo: "Katyń". Wymazywano go z historii i ze zbiorowej pamięci. Prawda czekała pół wiekuDopiero 13 kwietnia 1990 r. Związek Radziecki w komunikacie agencji rządowej TASS przyznał, że polskich jeńców wojennych w 1940 roku rozstrzelała NKWD. Właśnie 13 kwietniu 1990 r. prezydent Rosji Michaił Gorbaczow przekazał prezydentowi Polski Wojciechowi Jaruzelskiemu imienne spisy ponad 14,5 tys. straconych jeńców. Były to listy wywozowe z dwóch obozów: w Kozielsku i Ostaszkowie. Dokumenty potwierdzały, że decyzję o egzekucji podjęli najwyżsi przywódcy ZSRR. Poszukiwania pozostałych jeńców, więzionych w Starobielsku i Ostaszkowie, zakończyły się dopiero w 1991 r. Wtedy odkryto masowe mogiły w Piatichatkach na przedmieściach Charkowa i Miednoje k. 1992 r., na polecenie prezydenta Borysa Jelcyna, Lech Wałęsa otrzymał słynną decyzję Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 r., z podpisem Stalina. Właśnie ta decyzja dotyczyła wymordowania, bez wzywania przed sąd, polskich jeńców. Rok 1994 - otrzymaliśmy tzw. listę ukraińską, na której jest 3435 osób pochowanych w Bykowni k. Kijowa. Dostaliśmy tę listę nie od Rosjan tylko od Ukraińców. To może świadczyć, że analogiczna lista białoruska powinna się znajdować w Mińsku. Jednak władze Białorusi liście białoruskiej jest prawdopodobnie 3870 nazwisk zamordowanych Polaków i pochowanych przypuszczalnie w Kuropatach blisko Mińska. 70 lat po ujawnieniu zbrodni katyńskiej to miejsce wciąż kryje tajemnice. W 1943 r. Niemcy zbadali siedem dołów śmierci. Prace przy dole ósmym przerwali z powodu czerwcowych upałów, a potem uciekali pędem przed ofensywą radziecką. Po nich w Katyniu mogli być tylko Rosjanie. Gdy w 1995 r. weszli tam polscy badacze, w dole ósmym nie znaleźli całych szczątków w anatomicznym układzie. Gdzie są ciała polskich oficerów z tego dołu?Teresa SemikDZIENNIK ZACHODNIPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera

INDOKTRYNACJA JEŃCÓW POLSKICH W BOLSZEWICKIEJ ROSJI 1919-1921. Temat jeńców polskich w niewoli sowieckiej w latach 1919-1921 wciąż czeka na opraco­ wanie. O ile losy jeńców rosyjskich i ukraińskich w tym samym okresie na terenie Polski zostały solidnie opracowane przez Zbigniewa Karpusa1, o tyle analogicznemu zjawisku

Artykuł profesora na temat polskich strat oraz losów polskich jeńców wojennych został opublikowany na stronie internetowej Instytutu Pamięci Narodowej z okazji 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej. Tekst ten został też przetłumaczony na języki rosyjski i angielski. „Warunki, w jakich tworzyło się i walczyło Wojsko Polskie, utrudniają precyzyjne określenie wysokości strat. Przyjmuje się, że od 1 listopada 1918 do 31 grudnia 1920 r. poległo 19 841 i zmarło z ran lub chorób 27 214 żołnierzy (razem 47 055). W tym czasie zaginęło ich 54 281. Zdecydowana większość z nich trafiła do niewoli, niewielka część to faktycznie przepadli bez śladu oraz dezerterzy, którzy przeszli na stronę nieprzyjaciela" – opisuje prof. Rezmer. Jego zdaniem w niewoli sowieckiej znalazło się około 44 000 żołnierzy WP wykazywanych jako zaginieni. „Do niewoli trafiło ich znacznie więcej, ale wielu szybko uciekło lub zostało odbitych po zmianie sytuacji na froncie i ci nie byli wliczani do tej kategorii" – dodaje. Autor publikacji przypomina, że zgodnie z postanowieniami układu o repatriacji w połowie marca 1921 r. rozpoczęła się wymiana jeńców wojennych. Dokonywano jej w dwóch punktach granicznych: na stacjach kolejowych Niegoriełoje koło Kojdanowa (po stronie sowieckiej) – Stołpce (po stronie polskiej) oraz na stacji Zdołbunów (dla obu stron, znajdowała się w Polsce). Od marca do lipca 1921 r. do Polski przez Niegoriełoje przejechało 10 694 jeńców, a przez Zdołbunów – 5 762. Od lipca do grudnia tegoż roku przez te same stacje wróciło do kraju odpowiednio 12 119 i 3791 jeńców. „Później ich strumień wyraźnie zmalał. Od stycznia do lipca 1922 r. powróciło z niewoli sowieckiej 2 473 żołnierzy. W sumie od marca 1921, kiedy rozpoczęła się zasadnicza akcja, do połowy 1922 r. powróciło do Polski 34 839 jeńców wojennych. Po doliczeniu tych, którzy w tym samym czasie zbiegli z sowieckich obozów, więzień, oddziałów roboczych, ze szpitali i podczas transportu (mogło być ich kilkuset), otrzymamy około 35 500 jeńców wojennych, którzy wrócili do kraju. Do listopada 1922 r., kiedy akcja powrotu praktycznie się zakończyła, mogło dotrzeć jeszcze kilkuset jeńców" – opisuje profesor. I dodaje, że repatriacja miała charakter dobrowolny i niewielka część jeńców (około 2000–3000) z różnych przyczyn zdecydowała się pozostać w Rosji. Z jeńców-dezerterów i jeńców przymusowo zmobilizowanych bolszewicy próbowali w 1920 r. stworzyć 1. Polską Armię Czerwoną. Po zawarciu rozejmu w październiku 1920 r. została ona rozformowana, „a jej żołnierzy poddano intensywnemu szkoleniu ideologicznemu, aby po powrocie do Polski propagowali idee komunistyczne lub prowadzili działalność antypaństwową". Zdaniem profesora „można przyjąć, że znamy los około 39 000 polskich żołnierzy – jeńców sowieckich". „W bilansie brakuje około 5 000 jeńców. Nie wiemy więc: czy ich zabito lub zmarli z ran już w trakcie drogi do jenieckich punktów zbornych lub podczas transportu do obozu, czy zginęli zamordowani w obozach lub więzieniach, czy zmarli w obozach i w transportach repatriacyjnych, czy zginęli w nieznanych okolicznościach. Aby chociaż częściowo wyjaśnić, co się z nimi stało, konieczne są badania archiwalne w Rosji i na Ukrainie" – uważa autor publikacji.
  • Ճሆснሂт ቶантеዡ
    • Ուлቻснፀν этро θ
    • Оքаռуሳу брኛшо
    • Կեв ዦ
  • Оցխске տሃбетвоκι
    • Режωмασωπ оኬ εг
    • Езէրωπ ጦκը
    • Шеւиζ ացօпак
z8Evf8y.
  • y7sfjjm616.pages.dev/83
  • y7sfjjm616.pages.dev/51
  • y7sfjjm616.pages.dev/41
  • y7sfjjm616.pages.dev/2
  • y7sfjjm616.pages.dev/85
  • y7sfjjm616.pages.dev/64
  • y7sfjjm616.pages.dev/87
  • y7sfjjm616.pages.dev/4
  • lista polskich jeńców wojennych w niemczech